Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/85

Ta strona została skorygowana.

uwagi na przejeżdżających cyklistów. W wielkich miastach uwijają się oni wśród powozów, omnibusów, dorożek, podczas największego ruchu ulicznego i bardzo rzadkie są wypadki przejechania.
— No, no, słucham jak o żelaznym wilku..
— Ten wilk, kochany ojcze, coraz bardziej będzie się rozpowszechniał, a jestem pewny, że niedaleki jest czas, w którym tenże sam Maciek, który nas brał za djabłów i kamienie na nas rzucał, będzie usiłował sporządzić sobie tani rower, widząc, jaka to rzecz dobra i praktyczna..
— Za daleko zajechałeś mój synku..
— Jakto?.
— Cóż Maćkowi po takiej zabawce?.
— Nie zabawka to.. oszczędzi mu konia, a choćby tylko butów i da zysk na czasie. I Maciek kiedyś zmądrzeje. W danym razie idzie tylko o to, żeby drogi były w dobrym stanie. Skoro to będzie, rower rozpowszechni się wszędzie przez samą siłę swej praktyczności.. Niech ojciec, choć na chwilę pozbędzie się uprzedzeń i zechce przypatrzeć się naszym maszynom, jak są zbudowane, jakie lekkie i jak mało trzeba nakładu siły, aby je poruszać...
Rzekłszy to, wszedł do sieni i wytoczył na dziedziniec elegancki, doskonale zrobiony rower..