Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/87

Ta strona została skorygowana.

się na siodełku tak wygodnie i swobodnie, jak na krześle,..
— Dziwne rzeczy; człowiek się zestarzał i nie przypuszczał nawet, żeby coś podobnego istnieć mogło. Czysta fantazja naprawdę, bajka z tysiąca nocy, chimera!
— Niech ojciec z łaski swojej spojrzy, rzekł najstarszy, jak to idzie łatwo i szybko.
Rzekłszy to, zniósł maszynę z ganku, za nim poszedł drugi i trzeci brat.
Przed domem był duży dziedziniec: na środku jego znajdował się trawnik w formie ogromnej elipsy a dokoła tego trawnika droga równa, twarda, na gliniastym gruncie... Tutaj właśnie odbywały się zwykle próby i popisy koni. Tu pan Stanisław sam harcował na wierzchowcach, tu pod jego okiem Wojtek „obszarpywał“ młode źrebce, tu paradowały i prezentowały się gościom i kupującym dzielne „pary“ i dobrane „czwórki“.
Takiego jednak popisu, jaki na tym obszernym dziedzińcu urządzili synowie pana Stanisława, nikt tu jeszcze nie widział.. Jeden po drugim wskakiwał lekko na maszyny, jeden za drugim gonił, prześcigali się, robili różne zwroty, ewolucje, zwalniali biegu, lub też pędzili w forsownem, wyścigowem tempie, tak, że tylko migali się przed oczami. Pan Stanisław był zdumiony a chwilami przejmowała go wielka obawa..