Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/97

Ta strona została skorygowana.

— Zbyt czarno zapatrujesz się, Stasiu kochany, przesadzasz.
— Ano, mój bracie, każdy ma swoje zdanie; jeden tak, drugi owak. Ja właśnie owak, i przy tem zostaję; co do balonów zaś powiem ci tylko tyle, że dziś mamy już dość lisów, wilków i innych drapieżników dwunożnych, a z chwilą nastania balonów będziemy mieli nowy gatunek lisów i jastrzębi w ludzkiej postaci. Dotychczas musiałeś się pilnować i oglądać tylko na stronę, czy cię kto z boku nie zechce uskubnąć, lub uszczypnąć — wówczas będziesz musiał patrzeć i w obłoki, czy jaka niegodziwość z góry na cię nie spadnie.
— Ha, ha.. nie wiedziałem, że masz taką lotną wyobraźnię.
— Naturalnie, że mam, żeby u ciebie tak jak u mnie, kilka razy do roku złodzieje dobierali się do stajni, to nabrałbyś fantazji o wiele lotniejszej niż moja...
Długo jeszcze trwała rozmowa na ten temat i wracano do niej kilkakrotnie, gdyż pan Stanisław, nie tylko sprawunki ale i różne interesa prawne miał do załatwienia, więc pobyt w mieście do kilku dni przeciągnął, a od posiedzeń w sklepie wieczorami ani razu kolegi uwolnić nie chciał... Zapraszał go też najserdeczniej, aby na wieś przyjechał, synów poznał i córkę.
— Nie po mojej myśli poszli, mówił z westchnieniem, aleć zawsze moja to krew, ko-