mnie zdrowie potrzebne; ja wcale nie chcę mieć mgłości.
— A to niech Jankiel sam idzie.
— Pójdę, i owszem, wolę pójść, niż takich rzeczy słuchać...
— Bestya żyd — mruknął Jan po wyjściu Jankla i dalej rzecz swoją prowadził. — Myśleliśmy — mówił — że z onego Antka nic nie będzie, tak się szkaradnie przebił. Doktora do niego przywieźli... mech i liście z rany wyjmowali, zszywali, smarowali i wyzdrowiał chłop całkowicie i jest fornalem, jak i był, i śpiewa przy robocie. Do tego mówię właśnie, że dusza w człowieku mocno siedzi, twardo, że jest już tak przez wolę Boską ugruntowana, że nie łatwo się odrywa... Sami powiedzcie: na takie poranienie, takie przebicie — i człowiek życia nie postradał; dusza z ciałem jak była w kupie, tak i jest. Widzicie, jak mocno siedzi!
Dowodzenie to przekonało Piotra w połowie...
— Ha, no, juści — rzekł — może to i prawda, może insza dusza mocno siedzi, ale też zważcie sobie, że to była chłopska dusza.
— To i cóż?
— A no, chłopska krzepka... w chłopie wszystko mocniejsze.
— Juścić tak.
— W babie nie siedzi ona tak twardo, bo kobiecy naród mdły jest i w sobie kruchy...
— Ale!... insza będzie też, jak z żelaza.
— Żelazo żelazu nierówne; jest i kruchsze i mocniejsze, a jest też i stal. Ot, kumie kochający, co się mamy spierać; jaką Bóg miłosierny duszę
Strona:Klemens Junosza - Przy kominku.djvu/133
Ta strona została skorygowana.