— Trzymam cię za słowo. Notabene powiem ci jeszcze, że od dnia dzisiejszego jesteś wolny.
— Pod jakim względem?
— Przestaję cię zachęcać do małżeństwa. Ani jednem słowem nie wspomnę o okropnościach życia staro-kawalerskiego. Moje rady, uwagi i perswazye ustają.
— Czem mam sobie wytłumaczyć ten niespodziewany zwrot?
— Tem, że ustała już potrzeba perswazyi i przekonywania.
— Nie rozumiem.
— Dałeś mi słowo, że się przed niebezpieczeństwem nie cofniesz.
— O, niezawodnie!
— Więc, ponieważ uważam cię za dżentelmena, który słowa dotrzymywać umie, zobowiążę cię, ażebyć pojechał na wieś, do domu dalekich moich krewnych; tam pobędziesz tydzień, dwa, a reszta sam a się zrobi.
— Skądżeż taka pewność, stryjenko?
— Przekonasz się; liczę na to, że pojedziesz.
— Niezawodnie.
— A zatem, drogi Jasiu, za tydzień przyjdź mnie pożegnać, a ja uprzedzę listownie pana Marcina, że przyjeżdżasz do Białki...