lat dwadzieścia, może więcej, bo już nie pamiętam dokładnie. Siedzieliśmy przy tym samym stoliku; jeden obywatel z Tamki, jeden kotlarz i ja... Jeszcze ten tunel nie należał do dzisiejszej gospodyni. Niemiec go trzymał jakiś, ale porządny Niemiec, nie taki kartoflarz, jak inni. Piwo miał pyszne, po osiem groszy kufel, że zaś je warto pić było, siedzieliśmy tedy i gawędzili, a na bilardzie grali w drugiej stancyi. Grali to grali, na to jest knajpa. Naraz zrobił się krzyk, kłótnia... Zajrzeliśmy z ciekawości, a Michalak, stolarz, z jakimś elegantem sprzeczkę miał. Zamierza się na niego kijem. Awantura!... A u Michalaka tego nie kupić, bo miał strasznie prędki charakter. Lada o co zaraz bójka. Tymczasem tamten galancik, niepozorny jakiś chłopaczyna, chuchro, jak się odsadzi, jak go pchnie... Panie święty!... Michalak ledwie zdążył krzyknąć: Jezus Marya! — i trup.
— Trup?...
— Od razu! Żeby choć zipnął, żeby okiem mrugnął!... Uderzył głową o róg bilardu, kość pękła, krew bryznęła i po wszystkiem... Ma się rozumieć: gwałt! Sprowadzili policyę, doktora, zamknęli tunel... było śledztwo, a tymczasem biedny Michalak legł sobie na Powązkach. Została po nim wdowa i troje dzieci. Bieda, że siekierą nie urąb... Z dzieci najstarsza była Józia, dziewczyna piętnastu lat, prócz niej dwóch chłopców. Na początek zebrało się na tę biedę składkę, ale po opłaceniu pogrzebu niewiele co zostało, a ludzie, jak to ludzie, z początku, póki im jeszcze ten wypadek okropny stał w pamięci, to byli dość chętni ku
Strona:Klemens Junosza - Przy kominku.djvu/153
Ta strona została skorygowana.