brylantem wśród podlaskich panien, z których, między nami powiedziawszy, każda, oddzielnie wzięta, była co najmniej perłą.
Kiedy pan Michał marzył o przyszłości swej jedynaczki, robił w myśli przegląd wszystkich konkurentów, którzy ubiegali się o jej serduszko i rączkę, uwaga jego zwracała się głównie na Adasia, a chociaż młody ten człowiek nie oświadczył się dotąd i nie występował w roli konkurenta, jednak zdawało się nie ulegać najmniejszej wątpliwości, że to prędzej czy później uczyni. Zwłócząc krok stanowczy, Adaś czynił nawet bardzo rozsądnie, jedynaczka albowiem była młodziutkiem dziewczęciem, rodzice nie nacieszyli się nią jeszcze i nie pilno im było oddawać ją z domu.
Pomimo tego, pan Michał uważał Adasia za ewentualnego męża i opiekuna Ewuni i o innej przyszłości dla córki nie marzył.
Pan Michał nie mógł sobie wesołości Adasia wytłumaczyć; przecież małżeństwo ojca dla dorosłego syna, pragnącego ustalenia swego losu, przyjemnem być nie może. Postanowił rozproszyć niepokojącą go wątpliwość i zapytać Adasia wprost, jak rzeczy istotnie stoją.
Nie było to jednak łatwem — od gry oderwać się nie było sposobu, a kiedy chwilowo pulę przerwano, Ewunia przyszła prosić na kolacyę.
Całe towarzystwo udało się do jadalnego pokoju, gdzie już stół, śnieżnej białości obrusem nakryty, oczekiwał biesiadników.
Takie biesiady na podlaskich wioskach nie bywają zazwyczaj zbyt wykwintne. Co Bóg dał, to
Strona:Klemens Junosza - Przy kominku.djvu/194
Ta strona została skorygowana.