— Temu nie przeczę; mogliśmy mieć.
— A widzisz...
— Lecz to niczego nie dowodzi; do małżeństwa potrzeba zgody dwóch stron, tymczasem tamta strona dotychczas nie wie o niczem.
— Ha! ha! to mi się podoba! to dobre jest, dalibóg!
— Lecz, panie Łukaszu — odezwała się jedna z pań, — mówisz pan samemi zagadkami, a przecież jesteśmy tu wśród swoich, po cóż więc sekret?... Z tego, co pan mówisz, wnoszę że przybędzie nam dom w okolicy. To wiadomość, która dla nas, kobiet, jest bardzo interesująca.
— Kiedy pan Adam nie mówi, cóż ja mam mówić?...
— Powtarzam panu, że o niczem nie wiem.
— Jak nie, to nie.
— Czy ta pani młoda ładna, wesoła?
— Phi!... co do młodości, to szeroko o tem Dawid pisał... ona sama mówi, że jest młoda... Co do urody, to rzecz gustu: są tacy, którym się takie twarze podobają; wesoła, bo wesoła; a z charakteru, to, nie owijając w bawełnę, istny Herod.
Adaś zerwał się z krzesła i rzekł:
— A, na miłość Boską, dość już tego! I żarty mają swoje granice. W domu, który tak wysoko szanuję, nie mogę się z panem rozprawić, dlatego proszę, zechciej pan przerwać tę rozmowę do czasu, gdy ją na innem miejscu wznowimy.
Pomiędzy gośćmi zrobiło się pewne zamieszanie; gospodarz zerwał się z krzesła i rzekł z pewnym wyrzutem:
Strona:Klemens Junosza - Przy kominku.djvu/199
Ta strona została skorygowana.