Strona:Klemens Junosza - Przy kominku.djvu/214

Ta strona została skorygowana.

— W danym razie jest to naturalne...
— Co?
— Objaw zwykły. Teologia nazywa to wyrzutem sumienia... pewna szkoła kryminalistów obawą kary.
— Co to znaczy?
— Pomówmy rozsądnie; przed mojem okiem nic się nie ukryje, przyznaj się więc od razu.
— Do czego się mam przyznać, przez Boga?
— Do popełnionego czynu.
— Ależ ja nie popełniłam nic!
— Zwykła odpowiedź oskarżonych... Powiedz mi, pani, dlaczego są znaki na zamku od furtki i kto je zrobił?
— Nie wiem.
— Dobrze, może więc wiesz, czyj ślad odrysowany jest na tym papierze?
— Ślad jakiejś ogromnej nogi.
— Męskiej zapewne.
— Może.
— Ach, więc już mamy mężczyznę. Zechciej mnie teraz poinformować, co to właściwie było? Czy wiarołomstwo poprzednio umówione i dokonane, czy też przysposobienie do napadu nocnego w celu pozbawienia kogoś życia? Proszę odpowiedzieć bez wykrętów, gdyż ja już o wszystkiem wiem.
— Pana... zapewne głowa boli — odrzekła — może piłeś za dużo wina przy obiedzie.
— Może... Wejdźmy do domu, napiję się zimnej wody i pomówimy jeszcze spokojniej... Proszę iść naprzód, ja zaraz nadejdę.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . .