— A to właśnie, wielmożny panie, jest sama pani Mośkowa — rzekł Maciej, rekomendując mi otyłą damę.
Sama pani Mośkowa!
— Tak, tak — mówiła, gdym z trudnością wydobywał się z bryczki, — ja jestem sama pani Mośkowa, do usług godnego jegimości...
Oni tu jeszcze jegomościami tytułują!
— Mnie tu wszystkie panowie znają — mówiła w dalszym ciągu — i ja wszystkich panów też znam i jegimości ja znam! Bo dlatego, co jegimości nigdy nie widziałam, to ja wiem, że jegimość dobrodziej jest nie tutejszy. Ja wiem, co będzie potrzebno stancyę. Icie! lojf geszwind, bryng a szlisełe, mach ojs de numer! śliczne stancye mam! Ryfke! dy paskidnice, siest niśt dem purec, dy blinde cygie! a samowar geszwind! To, widzi jegimość, takie dzisiejsze sługi, niech je głowa zaboli... Mam bardzo dobre herbatę. Wszystkie panowie piją... Czego Maciej stoi? niech Maciej jedzie do stajni. Potrzeba owies? jest owies, za co nie ma być owies?... Małke, bryng draj garniec hufer! Może wiązeczkę siana też? Proszę jegimości do stancye, tymczasem na bilard, zanim chłopak numer trochę zamiecie. Icie! Icie! bałamycie niszt. Oj, oj, co ja niosę na swojej głowie, to nie potrafię nawet jegimości powiedzieć...