Strona:Klemens Junosza - Przy kominku.djvu/88

Ta strona została skorygowana.

— Jak to mu pilno! Patrzcie go! Szkoda, że nie jestem kawałkiem papieru, bo przylepiłbyś do mnie markę pocztową i wyprawił do Białki pierwszym odchodzącym pociągiem. Nie, mój panie, twoja stryjenka nie ptaszek, żeby mogła wyfrunąć od razu, bez żadnych przygotowań.
— Ależ ja nie nalegam, broń Boże!
— Nie nalegasz, ale zapytujesz, a to na jedno wychodzi. Uspokój się, Krystynka nie ucieknie; ja muszę się przygotować do drogi, jak należy.
— Słusznie, bardzo słusznie.
— Już ja sama wiem, co jest słusznie, a co nie. Ostatecznie poświęcam się dla ciebie i żeby nie wystawiać twej cierpliwości na zbyt ciężką próbę, wyjeżdżam za dwa tygodnie.
— Za dwa! — powtórzyłem z westchnieniem.
— Więc cóż? chcesz, żeby jutro, albo pojutrze? Powiedziałam ci już, że to niepodobieństwo.
— Owszem, ja bardzo dziękuję, bardzo wdzięczny jestem stryjence, że raczyła wziąć do serca moją prośbę.
— Trochę, troszeczkę cierpliwości tylko, wszystko będzie jak najlepiej. Bardzoś dobrze postąpił, że przy pierwszej bytności o swoich zamiarach nic nie mówiłeś. Byłoby to zanadto obcesowo, nagle. Tak zaś, jak uplanowaliśmy, będzie zupełnie inaczej wyglądało. Ja pojadę, pomówię z rodzicami, wybadam pannę, no — i przywiozę ci pozwolenie bywania w Białce w charakterze konkurenta.
— Czy tylko...
— Jakto, miałbyś mieć jakie wątpliwości?