— Nie mam też i pewności bezwzględnej...
— Lękasz się, że ci skarbu nie dadzą? Próżna obawa! Rodzice nie bywają zbyt uparci, gdy się trafia sposobność wydania córki zamąż dobrze... a bądź-co-bądź, dla panny Krystyny ty jesteś „partyą.“
— Chciałbym, żeby tak było.
— Źle robi, kto się przecenia, ale nie trzeba znów za mało trzymać o sobie. Jakież masz zamiary nadal?
— Pod jakim względem?
— Pytam, jak się chcesz urządzić? Przypuszczam, że po ślubie pojedziecie na kilka miesięcy w świat, zapewne na południe, do Włoch.
— To zależy.
— Od czego?
— Od woli mojej przyszłej żony, jeżeli kiedy będzie mi wolno ją tak nazwać; gdy ona zechce, to pojedziemy nie tylko do Włoch, ale choćby nawet do Indyj.
— A potem prawdopodobnie zamieszkacie w Warszawie? Urządzisz ładny apartament, ja ci w tem dopomogę. Zapewne prowadzić będziecie dom otwarty, będziecie się bawili? Młodej żoneczce to się należy.
— Tak, stryjenko, ale jeżeli młoda żoneczka będzie wolała życie wiejskie, do którego od dzieciństwa jest przyzwyczajona...
— To nic nie znaczy; jak przemieszka w mieście rok, drugi, przyzwyczai się.
— Nie chcę jej w niczem krępować.
Strona:Klemens Junosza - Przy kominku.djvu/89
Ta strona została skorygowana.