Drogi przyjacielu! Podczas gdy ty, pod jasnem niebem Włoch, wolny od trosk i kłopotów, swobodny jak ptak, nie skrępowany żadnymi obowiązkami, używasz życia w całej pełni, zwiedzasz starożytne ruiny, marzysz, malujesz, oglądasz arcydzieła sztuki — ja oto, schylony nad biurkiem, zgnębiony i smutny, rzucam na papier gorzkie wyrazy zniechęcenia i żalu... Smutno mi!
Chciałbym wynurzyć się przed tobą, wyspowiadać.
Wyobrażam sobie, że pękasz ze śmiechu, że wszystkie muskuły twej twarzy wykrzywiają się najkomiczniej — trzymasz się za boki i padasz ze śmiechu na sofę, czy na piasek morskiego wybrzeża... alboż wiem, gdzie będziesz odczytywał te zwierzenia?!
Śmiejesz się, czytasz i oczom swoim nie wierzysz, patrzysz na podpis, i znowuż się chwytasz za boki.