słysząc. Oni powiadają że taki stan, to zdrowie. Niechże będzie zdrowie — ja myślę zaś, że to chyba starość i apatya... zresztą nie wiem — może się mylę.
Dziś był doktor także. Przychodzi codzień, punktualny jak zegar. Powiedział, że już jest bardzo dobrze; że o płuca mogę być spokojny (dużo mnie one obchodzą!), że z nerwami jeszcze nie jesteśmy w porządku, ale i to się polepszy — że wreszcie naostatku zabierzemy się do wypędzania reumatyzmu. Nie wiem, czy znasz tę chorobę? Bardzo przyjemna; dostaje jej człowiek z przeziębienia podobno...
Ale dość już tej karty szpitalnej, zacznijmy inną...
Ciekawy jesteś zapewne, czy pani stryjenka była w Białce?
A jakże, była. Siedziała tam przez trzy dni.
Państwo Marcinowie oboje zdrowi, kazali mi się kłaniać. Panienki również dobrze się mają, wszystko po staremu, jak dawniej, i pan Stanisław, ten milczący Staś, o którym ci pisałem, bywa jak bywał.
Panna Joasia, zacna, dobra dzieweczka! Pokazuje się, że jej wesołe oczęta dobrze widzą.
Teraz wiem, co znaczyło jej spojrzenie, które mi na pożegnanie rzuciła, w chwili gdym przyrzekał, że niedługo wrócę.
Wracam do rzeczy.
Dowiedziawszy się, że stryjenka przyjechała, pobiegłem do niej natychmiast. Nie przyjęła mnie. Kazała powiedzieć, że jest zmęczona po podróży,
Strona:Klemens Junosza - Przy kominku.djvu/93
Ta strona została skorygowana.