o tem od początku świata. Mnie panna Krystyna nie zachwyca.
— Dlaczego?
— Jest za mało ożywiona, a przytem zamknięta w sobie i skryta, o ile mi się zdaje. Nie rozumiem, dlaczego na tobie wywarła takie wrażenie. Siostrzyczka jej młodsza to zupełnie co innego, to prawdziwy kwiateczek polny.
— Zapewne — rzekłem przerywając — ale...
— Domyślam się, ciekawy jesteś rezultatu mojej misyi. Zaraz. Otóż panna Krystyna odzywała się o tobie bardzo dobrze, nawet z pewną sympatyą, wszakże przeczucie mi jakieś mówiło, że twoje papiery nie stoją dobrze. Wzięłam ją zręcznie na egzamin, chciałam wybadać, ale to nie łatwo. Wywijała się bardzo zgrabnie ogólnikami, dość że nie mogłam wybadać, co myśli. Dałam więc za wygraną i postanowiłam wprost porozumieć się z rodzicami.
Nie przerywałem tej relacyi ani jednem słowem, a chociaż nie trudno było się domyśleć, że nic dobrego dla mnie stryjenka nie przywiozła, słuchałem dalej w niepewności i trwodze. Zdaje mi się, że gdybym był graczem i postawił na kartę całe mienie, to nie oczekiwałbym wyroku fortuny z takim niepokojem, z jakim słuchałem opowiadania stryjenki.
— Prosiłam państwa Marcinów o chwilę rozmowy na osobności; wyprawiono panienki z pokoju pod jakimś pozorem, zostaliśmy tylko we troje. Było to już późno wieczorem, prawie przed samem udaniem się na spoczynek. Zaczęłam od tego
Strona:Klemens Junosza - Przy kominku.djvu/95
Ta strona została skorygowana.