zechce żebym ją bawił, będę bawił; każe sobie towarzyszyć na spacer — pójdę. Do miasteczka nie zrobię ani kroku, żeby być na miejscu, na każde zawołanie. Obowiązek jest obowiązkiem, a skoro się podjąłem, to trzeba spełnić, choćby to nie sprawiało wielkiej przyjemności.
— Oczywiście.
— Około godziny drugiej, pani była już na werendzie; przechodzę tamtędy, kłaniam się — kiwa głową. Bardzo dobrze — idę dalej. Zatrzymuje mnie; jest w usposobieniu kwaskowatem, mówi, że jej się nudzi, że chciałaby co czytać... Czy nie możnaby dostać książek? Trudno, ja mam kilka łacińskich z dawnych czasów, ale pani łaciny nie rozumie. U aptekarza widziałem przed tygodniem bardzo zajmującą broszurę o kwasie karbolowym, wątpię jednak, czy to będzie dość ciekawa lektura, chyba pojadę do Warszawy, i przywiozę co pani każe. Odpowiada, że byłoby to dobrze, lecz obawia się pozostać samą, na opiece stróża i służby, woli żeby czuwał nad jej bezpieczeństwem człowiek inteligentny. I to racya; ale kwestya nudów pozostaje otwartą, proponuję grę w szachy, jako zabawę bardzo zajmującą i umysłową, pokazuje się, że pani Berta nie może rozróżnić laufra od królowej. Cóż robić? Siadać na werendzie i rozmawiać. Tym razem już nie szukam tematu na stole, nie wyprowadzam kremacyi z kremu, ale zaczynam ex-abrupto, o wadliwem urządzeniu szpitali, i o epidemiach, a że niedawno mieliśmy cholerę, więc o niej. Jest to przedmiot interesujący każdego inteligentnego człowieka, a doświadczenie smutne przekonało nas, jak mało przygotowani jesteśmy na przyjęcie nieproszonego gościa, który tak straszny jest dla nieostrożnych i nieprzewidujących. Niech pan dobrodziej sam powie, czy to nie jest kwestya żywotna, interesująca? Dzieła i broszury o niej ludzie pisali.
— Rzeczywiście.
Strona:Klemens Junosza - Przysięga pana Sylwestra.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.
(Dalszy ciąg nastąpi.)