Strona:Klemens Junosza - Romans i powieść.djvu/4

Ta strona została skorygowana.

miejsce, pies zaś zasiadał poważnie na krześle i jednem okiem przypatrywał się potrawom...
Zjadłszy, pan Rafał mówił lakonicznie:
— Fajka!
I wówczas psisko szło powoli do kąta i przynosiło fajkę, poczem wdrapywało się na stół i bez ceremonii zjadało wszystko co na talerzach zostało.
Taka scena powtarzała się codzień, bez żadnej zmiany w programie... Gdy deszcz padał, lub zimno było, odludek zasiadał do książki — a pies spał jak zarznięty... podczas pogody natomiast, pan zawieszał torbę na siebie, i wziąwszy strzelbę mówił:
— Idziemy.
Wówczas psisko wstawało jak automat, przeciągało się leniwie i szło ku drzwiom ziewając, jak gdyby snów przerwanych żałowało, lub jak gdyby mu nudne życie obrzydło...