Strona:Klemens Junosza - Romans i powieść.djvu/5

Ta strona została skorygowana.

Człowieka — odludka i jednookiego psa — mizantropa znało całe miasto, przyzwyczajono się do nich i tryb życia odludka już nie zwracał niczyjej uwagi. Nawet piękniejsza część inteligencyi, która jak wiadomo małomównością nie grzeszy, nie wspominała o panu Rafale.
Ani jedna mama nie wpisała go na listę domniemanych zięciów, ani jedna panna nie zerknęła na niego oczkami. Żył odosobniony; biuro, książki i włóczenie się po polach i lasach z nieodstępnem psiskiem, wypełniały mu życie.
Tak upływały miesiące i lata... aż raz stał się fakt, który całe miasteczko zadziwił i poruszył. Panie składały sobie bardzo ezęste wizyty, naradzały się nad czemś, szeptały i tonęły w tysiącznych domysłach.
Powód do gawędek dał najniewinniejszy w świecie człowiek, Jankiel Galimatias, pierwszy krawiec miejski, u którego pan Rafał obstalował balowy garnitur. Naturalnie że Jankiel nie mógł się nie pochwalić takim obstalunkiem i opowiedział wszystkim swoim klientom, przyjaciołom i znajomym, co to będzie za prześliczny garnitur, ile łokci sukna wyjdzie na to, a poczemu to sukno kosztuje, jaka będzie podszewka, guziki etc.
— Pan Rafał sprawia frak! — ten wykrzyknik przechodził z ust do ust, z domu do domu, powtarzał się na ulicy, w biurach, w salonach, a tuż za nim następowało pytanie, — po co on sprawia frak?
Cała inteligencya miasteczka łamała sobie głowy nad rozwiązaniem tej zagadki; nawet w preferansie podczas rozdawania kart, dawał się słyszeć często rozpaczliwy niemal wykrzyknik:
— Poco Tomaszewski sprawia frak?..
Zapisanem jednak było w księgach przeznaczenia, że odludek zadziwiać będzie ciągle spokojnych mieszkańców i dawać im trudne do rozwiązania szarady, bo niedość że frak sprawił, ale co sobota ekstrapocztę najmował i wyjeżdżał... Odludek wyjeżdżał! wystrojony, bez strzelby, bez psa nawet!..
Niedość na tem, czujne oko kumoszek, odkryło jeszcze wiele innych zagadkowych rzeczy... Stwierdzano mianowicie, że oglądał wszystkie place i ogrody położone na skraju miasteczka, że odbywał konferencye z mularzami i cieślami, że dopytywał się o ceny drzewa budowlanego, że przez kilka godzin naradzał się z ogrodnikiem od hrabiego... Wszystkie te wieści były tak dalece nieprawdopodobne, że przyjmowano je z zastrzeżeniem, ale czas przekonał, że kumoszki mają dobre oko i że jeżeli co mówią to na pewno. Tomaszewski gruntu kawałek kupił i budowę domku rozpoczął...
Wówczas to wydała się jeszcze jedna tajemnica, a mianowicie że odludek ma pieniądze. Jak twierdzą kroniki miejskie, z powodu tego odkrycia zaszły nawet nieporozumienia pomiędzy małżeństwami mającemi córki na wydaniu. Naturalnie mężowie byli winni, że nie wiedzieli o zamożności odludka, który przecież, przy dobrej woli dałby się jakoś obłaskawić i ugłaskać... Och! ci ojcowie! oni nigdy nie wiedzą i nie dowiedzą się o niczem, jak gdyby los córek nie leżał im na sercu. Mieli też dobrze zmyte głowy za swoją opieszałość.
Domek tymczasem rósł jak na drożdżach. Robotnicy zapłaceni dobrze, spieszyli, a odludek wszystek czas wolny od biurowej pracy przy nich przepędzał, dysponował, doradzał i zdawał się być bardzo ożywionym.
Z pod toporów ciesielskich padały wióry, wapno dymiło się w dołach, a jednooki Hektor wygrzewał się na słońcu, leżąc na miękkich trocinach. Przy pośpiechu i usilnej pracy robotników, stanął w niedługim czasie domeczek nie wielki ale bardzo gustowny, z gankiem od frontu, z werendą od ogrodu. Całą posesyę otaczały zgrabne sztachety, w ogrodzie wzniesiono altankę i ustawiono kilka ławeczek... I o psiaku swoim nie zapomniał odludek, gdyż kazał mu zbudować budę bardzo szykowną, malowaną, prawdziwy psi pałac...
W mieście o niczem nie mówiono tylko o owym domku na ustroniu i o kapitałach odludka. Codo bogactw pana Rafała, zdania podzielone były. Jedna partya kumoszek twierdziła, że odludek ma co najmniej ze sto tysięcy, inna zaś że posiada znacznie więcej. Sprzeczano się o to