— Ja pani co powiem, — mówił Fingerhut, — znam w Warszawie bardzo wiele młodych osób, bogatych, pięknych, bardzo wysoko edukowanych, ale stanowczo nie wierzę, żeby która z nich mogła się kiedy ewentualnie zakochać. Wychodzą one wprawdzie za mąż, ale czynią to dla tego, żeby miéć swój dom własny i żeby majątek powierzyć w ręce pewne, doświadczone, które potrafią go z biegiem czasu podwoić, lub potroić.
Panna Stefania protestowała bardzo energicznie.
— Ależ panie, takie życie bez poezyi, bez wrażeń, zimne, monotonne, odarte ze wszystkich wrażeń, musi być nudne i ckliwe.
— Niech pani tego nie mówi; takie właśnie życie jest prawdziwém życiem, a wrażenia? o łaskawa pani, jeżeli dziś naprzykład kupowałem marki po 53, a jutro kurscetel pokazuje 49, jakież to silne wrażenie! A chcę poezyi, to biorę paszport, jadę do Szwajcaryi, jak Hanibal przechodzę Alpy, bujam się w gondoli na Weneckich kanałach, zwiedzam starożytny Rzym. Co pani zechce? przy pieniędzach, to człowiek może miéć wszystko.
— O, dziękuję za takie życie; czego innego żądać należy od losu, nie! nie! nie mogłabym nigdy urządzić się w podobny sposób...
Wśród takiéj rozmowy przeszedł obiad, po którym podano czarną kawę już do gabinetu pana Jana i wszyscy juryści in gremio zaczęli badać puls wykazu hypotecznego Pieprzykowa.
Słaby to był ten puls, wyczerpanie sił zupełne, wady organiczne i choroby zadawnione...
Pozwiński i Wyrokiewicz kręcili głowami, młody Fingerhut proponował pozorną sprzedaż, przepisanie tytułu własności na kogoś podstawionego, oraz zaproponowanie wierzycielom, aby się kontentowali biorąc 25 za sto.
— W kółku moich bardzo blizkich znajomych, — mówił, — w drodze dobrowolnych układów, uratowałem od zguby cztery sklepy, wierzyciele dostali 18%, towary poszły na wielką nieustającą wyprzedaż i dziś moi klijenci pozakładali świetne magazyny na imię swych żon, ciotek, wujów i robią doskonałe interesa.
— Ale uważa pan dobrodziéj, — wtrącił pan Jan, — nie wydaje mi się to zupełnie... jakby to powiedziéć...
— Być może, ale jest prawném i pewném, a w tym razie dla pana jedyném.
Rejent sapał, marszczył brwi, zażywał tabakę, nareszcie kiedy już wszyscy ucichli, zabrał głos.
— Otóż, reassumując zdania obecnych tu kolegów dobrodziejów, byłbym mniemania, że są one bardzo dobre, aczkolwiek z drugiéj strony, ośmielam się powiedziéc, że w praktyczném zastosowaniu psu na budę się nie zdały. Jakkolwiek bardzo wysoko cenię praktykę, głęboką teoryę i szeroką znajomość prawa moich czczigodnych interlokutorów, niemniéj przeto oddając należną cześć zasłudze, poważam się mniemać, że w danym razie, rady ich nie są warte tak zwanego funta kłaków...
— Ho! ho! — rzekli jednocześnie Wyrokiewicz i Pozwiński, — rejent wpada w zły humor.
— Broń Boże, a pfe! drodzy panowie. Wino Pieprzykowskie lactificat, co rozwesela serca, nie zaś ma kwasić humor. Z tém wszystkiém wobec sytuacyi, któréj in futuro grozić się zdaje smutna ewentualność, należy kwestyę stawiać w inny sposób. Wedle
Strona:Klemens Junosza - Spekulacye pana Jana.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.