Strona:Klemens Junosza - Spekulacye pana Jana.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

dném, ale jak piernik z migdałem, co ma być znowu podobno bardzo rozkoszném i słodkiém.
Przyszła wreszcie chwila ewakuacyi Pieprzykowa.
Kilka fur z rzeczami ruszyło przodem, a za niemi państwo Grabscy, pożegnani z płaczem przez dawną służbę, pojechali ku stacyi kolei żelaznéj.
Na bryczce siedzieli państwo i panna Stefania; tamże według wszelkiego prawdopodobieństwa mieściły się i projekta pana Jana, — projekta świetnéj przyszłości.
Smutny to co prawda był pochód, Nikt nie odprowadzał, nikt nie żałował; służbie prędko łzy oschły, tylko pies stary powlókł się za bryczką, a gdy chciał wskoczyć za państwem do wagonu, posługacz stacyjny kopnął go nogą, aż biedne zwierzę padło na relsy.
Lokomotywa w téj chwili gwizdnęła i koła wagonu zmiażdżyły łeb głupiego zwierzęcia i jego idealną wierność.





III.
Jak się panna Stefania wszystkiego zaparła i jak ojciec jéj rozglądał się po Warszawie.

Warszawa.
Piękne to zaiste miasteczko. Nie pytajcie co w niém jest, ale raczéj czego w niém nie ma. Tu głodny przychodzi szukać kawałka chleba, syty uciechy, sprytny zarobku, głupi sposobności stracenia pieniędzy. Zdaleka wydaje się, że w tych nagich i zimnych murach mieści się jakieś wielkie serce, jakieś ramiona gotowe przytulić każdego, że to nie miasto, ale wielka olbrzymia matka, która nigdy o dzieciach swoich nie zapomina.
Z blizka wygląda ona trochę inaczej, ale cóż w tém dziwnego? Wszakże najpiękniejsza, kobieta lepiéj się wydaje zdaleka, najpiękniejszy nawet obraz lub fresk dłonią mistrza zrobiony, gdy zbliżymy oko do niego, wydaje się mieszaniną farb i linij narzuconych bezładnie. Patrzmy zdala na marmurową Venus, — zachwycać nas ona będzie cudowną karnacyą form, zbliżmy się — a dostrzeżemy, że ideał klassycznéj piękności ma skazę na czole, zakurzony nosek i paluszki pożółkłe od wilgoci...
I pan Jan jadąc do Warszawy był tego mniemania, że miasto tak inteligentne, tak znakomicie rozwijające się pod względem przemysłowym i handlowym, od razu pojmie doniosłość tego faktu, że przyjmuje w bramach swoich kapitalistę przybywającego z pieniędzmi, które przeznaczone są na to, aby ożywić ruch handlowy i przemysłowy, ażeby pokazać zarozumiałym szwabom, że są ludzie, którzy niewiele sobie robią z zagranicznéj konkurencyi.
Wprawdzie pan Jan nie był zupełnie pewny, czy będzie go oczekiwała na dworcu kolei deputacya złożona z obywateli i członków magistratu, oraz czy cechy wyjdą naprzeciw niego z chorągwiami, ale nie wątpił, że każdy go uszanuje, ustąpi z drogi i że każdy właściciel domu będzie miał sobie za zaszczyt wynająć lokal przedsiębierczemu kapitaliście, który pomimo dobrego urodzenia, gotów jest handlować nawet piernikami lub mydłem, byle tylko stać się dźwignią postępu i materyalnego rozwoju swego kraju.
Tymczasem, nietylko że żadna deputacya nie przyjęła go na banhofie, nie tylko że cechy nie wystąpiły nawet bez chorągwi, ale zaraz na pierwszym wstępie, dorożkarz powiedział mu w sposób dość nieparlamentarny, że on nie z takimi panami jeździł i że za kurs z tyloma tłomokami i dwoma babami, należy mu się trzy ruble....