Lubiła ona idąc do warsztatu, lub téż powracając do domu, nieść w ręku pęk skór, ale co ją najbardziéj dziwiło, to to, że się nikt a nikt temu nie dziwił.
— Gdyby choć Piotr! — mówiła do siebie, — gdybyż choć Piotr zobaczył mnie w tym stroju pracownicy, co się już wyrzekła i zaparła wszystkiego; może onby mnie wówczas naprawdę pokochał... jeżeli w ogóle człowiek ten może kogokolwiek kochać, oprócz swego pachciarza!...
Faktem jest, że ów Piotr, syn pana Januarego, niegdyś blizkiego sąsiada Pieprzykowa, kochał pannę Stefanię całą siłą świeżego młodzieńczego uczucia. Ale odrzucono jego ofiarę, więc się téż bardziéj nie narzucał, zamknął się w domu, nie wyjeżdżał, a w pracy około roli i gospodarstwa znajdował pocieszenie po zawodzie, który boleśnie go dotknął.
Nie wiedział on téż o Grabskich więcéj nad to, iż wyjechali do Warszawy i że jak to mówią, siedzą na bruku.
Z tego téż powodu obcém dla niego było szczytne poświęcenie się panny Stefanii, jéj safianowy fartuch, wielkie skórzane mankiety i ów kamień leżący na jéj kolanach, w który uderzała młotkiem, forsując swe drobne, wypieszczone rączki.
Pan Jan tymczasem rozglądał się po Warszawie i zawiązywał stosunki. I pierwsze i drugie nie powiodło mu się od razu: gdy się rozglądał, wyciągnięto mu z kieszeni bardzo ładną złotą tabakierkę. Gdy zaś zawiązał stosunek w cukierni z jakimś bardzo porządnym obywatelem i kapitalistą, który także jak sam powiadał, przybył do Warszawy po to, aby podźwignąć przemysł krajowy, czcigodny obywatel wziął od pana Jana sto rubli na kwadransik i przepadł jak kamień w wodę.
Opłaciwszy to frycowe, Grabski rozglądał się znacznie mniéj, a w zawiązywaniu stosunków stał się mniéj dowierzającym i łatwym.
Pomimo to, poznał pana Pruckiewicza, bardzo godnego człowieka, właściciela domu na Krzywém-Kole; kapitalistę pana Krzykalskiego, byłego urzędnika, obecnie żyjącego z własnych funduszów; pana Wajnsztejna, także bardzo pomysłowego człowieka; oraz wielu innych, których o każdéj porze dnia można było zastać w cukierni obok poczty, gdzie zwykle trudnili się obrabianiem interesów.
W domu już przy herbacie, o gospodarstwie mowy nie było, bo z powodu sprzedaży Pieprzykowa, nie było już co ulepszać, ale za to kwitnął przemysł i rozwijały się fabryki.
Jednego wieczoru naprzykład, pan Grabski projektował założenie olbrzymiéj fabryki zapałek ogniotrwałych... mających nad zwyczajnemi tę wyższość, że się znacznie trudniéj zapalają, a tém samém nie mogą być przyczyną pożarów, wynikających jak wia-
Strona:Klemens Junosza - Spekulacye pana Jana.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.