Strona:Klemens Junosza - Spekulacye pana Jana.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

że pieniądz odznacza się dziwną lotnością i że jest podobny do kamfory z tego względu, że znika tak szybko jak ona. Przyszedł nawet czas, że się zaczął namyślać i poszukiwać takiego interesu, któryby nie wymagał wielkich nakładów; pilnie téż odczytywał anonse w Kuryerach i bacznie śledził czy kto nie potrzebuje wspólnika z małym kapitalikiem do bardzo zyskownego przedsiębierstwa.
Panna Stefania w szewckich zapałach znacznie téż ostygła. Rola pełnéj poświęcenia się pracownicy spowszedniała jéj mocno, otoczenie wydało się niesmaczném, młotek ciężkim, a skóra niemile woniejącą. Chodziła téż do warsztatu zaledwie co trzeci dzień, wymawiając się silną migreną i różnemi cierpieniami dokuczającemi jéj nieustannie.
Zbladła rzeczywiście, zmizerniała, a może i istotnie cierpiała moralnie. Może jéj się przypominała wieś, lata w niéj spędzone, a może téż w tych obrazach, które nam pamięć o lepszych czasach maluje, widziała także poczciwą, ogorzałą twarz pana Piotra, wyciągającego do niéj dłoń ciężką, nie odzianą w glansowaną rękawiczkę, ale téż nie splamioną żadnym nieuczciwym czynem.
Okropny ten pan Piotr! ona go odepchnęła, a on nie przyszedł żebrać o litość, nie zabił się, nie wstąpił do klasztoru, ale jak jéj mówiono, po dawnemu orał, siał i bronował — i nawet o zgrozo! nie przywdział żałoby!
Jasny dowód że nie kochał, bo gdyby kochał, to czyż teraz, po półroczném niewidzeniu się, czyżby nie przyjechał, nie dowiedział się o zdrowiu, nie złożył choćby konwencyonalnéj wizyty, a on nic.
Człowiek dobrze wychowany, otrzymawszy taką jak pan Piotr rekuzę, ubrałby się w czarny strój, przywdział czarne rękawiczki i w najczarniejszym zakątku lasu palnąłby sobie w łeb, objaśniwszy poprzednio w liście krwią własną napisanym, przyczyny samobójstwa. Ale taki Piotr! miałże on jakie wyobrażenie o dobrym tonie! on, który całe dnie przepędzał w polu, w oborach, stajniach, stodołach, a i w nocy nie raz kazał sobie podać konia i jeździł po łąkach, aby się przekonać, czy kto szkody nie robi.
Panna Stefania zaczęła uczuwać, że jéj się życie przykrzy. Szewctwo któremu się poświęcała, nie dziwiło nikogo, w domu nie bywał nikt ktoby ją mógł zająć, gdyż pan Jan, jako człowiek czynu par excellence, przyjmował u siebie także ludzi czynu, szacownych zapewne i drogich dla krajowéj industryi, ale najzupełniéj obojętnych dla osoby młodéj, szukającéj przedewszystkiém wrażeń dla serca i główki, w któréj, jak się tego inteligentny czytelnik łatwo domyśla, było cokolwiek pstro.