Strona:Klemens Junosza - Spekulacye pana Jana.djvu/2

Ta strona została uwierzytelniona.
I.
Herbata agronomiczna, oraz Pipericus delendus ut Carthago.

Ktoś widząc na balu wspaniale wystrojoną i malowanemi wdzięki jaśniejącą damę, rzekł do swego przyjaciela:
— Patrzaj, oto są resztki radczyni Wypchalskiéj... ależ jakie wspaniałe resztki!...
I ja zaprowadziwszy was do Pieprzykowa, postawiwszy na dziedzińcu, przed pięknym domem mieszkalnym, przed murowanemi w słupy zabudowaniami, pokazawszy wam ogród rozległy, staw rozlany szeroko, obszerne pola i pyszne łąki, rozciągające się nad rzeką, mógłbym również powiedziéć:
— Patrzcie i poglądajcie! oto resztki fortuny Grabskich; ale jakież imponujące resztki!...
Przypuśćmy, że tak robię: przenoszę waszą myśl do Pieprzykowa i powiadam:
— Oto resztki...
Niejeden uważałby się za bardzo szczęśliwego, żeby z tych resztek tylko resztkę mógł miéć na utrzymanie życia i zapewnienie kawałka chleba na starość, ale nie o dorobkowiczach tu mowa...
Spojrzmy no naprzód na ten dom piękny o dwunastu oknach, z gankiem oszklonym, przy którym zeschłe jakieś łodygi świadczą, że niegdyś dzikie wino pięło się tutaj po ścianach.
W niektórych oknach widzimy firanki, w niektórych szyby brudne, wybite i staremi gazetami polepione, jakby na dowód, że praca literacka nietylko dla pokrzepienia ducha, ale i do ogrzania grzesznego ciała może być także przydatną.
Dziedziniec niegdyś pięknie utrzymany, dziś zarośnięty nieco zielskiem i trawą, przecięty był jakby na dwoje ścieżką wąziutką, co do zabudowań gospodarskich biegła. Same zabudowania zaś, wysokie, w słupy murowane, imponowały z daleka; z blizka zaś tu i owdzie widać było dziury w dachu, o pomstę do gonciarza wołające, i cegłę okruszoną ze słupów i ściany miejscami drągiem podparte, z obawy aby się nie chciały przewrócić.
Znać tu było owego nieubłaganego ducha zniszczenia, który ostrzega człowieka i woła na niego niejako: „popraw się, bo zginiesz.”
Za okienicami dworu, niezamykanemi nigdy, siedziały najspokojniéj nietoperze, a w starych grabach, ozdabiających aleje ogrodu, lęgły się i wychowywały całe potomstwa sów i puszczyków, które w nocy dziwnie niemiłe, przerażające nawet wydawały głosy...
Czuć tam było woń pustki — a jednak ludzie w téj pustce mieszkali, a nawet dworno tu było i huczno.
Ba, był nawet powóz i piątka karych, ale przypatrzywszy się dobrze, toś widział na powozie łaty, klamki poobrywane, konie kaleki, a liberya na ludziach miała więcéj dziur niż galonów, chociaż galonów było na niéj bardzo suto co prawda...
O godzinie jedenastéj rano jeszcze rolety we wszystkich oknach były poopuszczane, aby uprzykrzone słońce nie spędzało z powiek pańskich słod-