łożyły się na jéj ramionach, usiadła na fotelu, oparła głowę na poręczy i dumała bardzo długo.
W dumaniach tych, pomiędzy wieloma projektami, postanowiła odwiedzić nazajutrz warsztat, którego co prawda, od dwóch tygodni nie widziała.
— Co to za dzielny chłopak ten Oskar, — mówił pan Jan, wchodząc do pokoju Stefci z paczką biletów bankowych w ręku. — Patrz, poszedłem za jego radą i oto są owoce moich spekulacyj i obrotów. A jaki delikatny, wyobraź sobie, mówi do mnie tak: łaskawy panie, jutro jadę do Wiednia aby zrobić ogromny zakup drożdży; jeżeli pan może zaryzykować jakąś sumkę, to wskażę panu w jaki sposób można coś zarobić. Dałem mu 2000 rubli i oto patrz, przychodzi dziś i powiada: Panie, wszystko dobrze, zarobiliśmy 25%, oto zwracam panu kapitał, a to 500 rubli rzeczywistéj korzyści.
— No proszę, w tak krótkim czasie, tyle pieniędzy.
— To nic, ale wypadało jego wynagrodzić, więc mówię: Mój drogi, kiedyś taki majster, więc chciéj się uważać za mojego wspólnika i połowę zysku zatrzymaj, no, czyż niesłusznie?
— Bardzo naturalnie, mój ojcze, trzeba żeby przecież był odpowiednio wynagrodzony za swoję pracę...
— I ja tak rozumiałem, ale on na to z największą uprzejmością powiada, że on zgrzeszyłby ciężko, gdyby wziął choć grosz więcéj nad 10% komisowego...
— Jakiż to szlachetny, bezinteresowny człowiek!
— No widzisz i powiadają, że na świecie trzeba być bardzo ostrożnym, a pan January nasz dawny sąsiad zawsze mówił: „Kamieniem rzuć bracie, to w oszusta trafisz; idziesz przez ulicę, to oglądaj się, czy ci kto kieszeni nie maca; w las wejdź, to patrzaj czy za sosną kto z pałką nie stoi”; jeszcze mam go przed oczami tego naszego ex-sąsiada, jak prawi te swoje sentencye przy wiście albo przy preferansie, a oczy wytrzeszcza, a tabakę zażywa... a klnie co pięć minut, pamiętasz go Stefciu...
— Pamiętam proszę tatki, ale to był dziwak, maniak, egoista szkaradny, ktoby mu tam wierzył?