bywa jeszcze w ogrodzie... dopiero dziady z Dobroczynności zajmują stanowiska przy pompie, sługi z koszykami przemykają się ku Żelaznéj Bramie... forpoczty dzielnego legionu emerytów zajmują najbliższe studni posterunki...
Oskar usiadł na ławce w głównéj alei, zapalił cygaro i oczekiwał.
Niezadługo przez bramę od Marszałkowskiéj wsunęła się panna Stefania i lekko, zręcznie przesuwała się pomiędzy szpalerami ogrodu, płosząc szelestem sukni gromadki wróbli, zbierające się na alei i odbywające jakieś zapewne bardzo ważne narady.
Unosiła ona lewą ręką ogon od sukni, z pod któréj festonów wychylała się i chowała nóżka naprawdę ładna, drobna, obuta w elegancki trzewiczek i śnieżnéj białości pończoszkę. Nóżka ta plątała się jak w pętach w niesłychanéj ilości białych haftowanych falbanek, świeżutkich, szeleszczących, migających się przed oczami. Jedném słowem, ta nóżka wyglądała jak brylancik w odpowiedniéj oprawie.
Zobaczywszy Stefcię, Oskar wstał z ławki, uchylił kapelusza i z ukłonem pełnym uprzejmości, rzekł:
— Pochlebiam sobie, że jestem pierwszy, który dziś składa pani najszczersze życzenia dnia dobrego.
— Tak jest w istocie, dziękuję panu.
— Pani już do pracy?
— Właściwie nie jeszcze, ale ponieważ cały dzień będę przy robocie, chciałam więc skorzystać z pięknego poranku...
— I przejść się... Jeżeli mi pani pozwoli, będę jéj towarzyszył w téj przechadzce.
— Owszem, będzie mi bardzo przyjemnie.
Oskar z uprzejmością podał jéj rękę i szli jakiś czas w milczeniu.
— Pan tak rano wstaje?
— Prawie zawsze — dziś jednak wcale nie wstawałem.
— Jakto?
— Przyjechałem nocnym pociągiem i wprost z banhofu przyszedłem tutaj, żeby się nieco orzeźwić po nużącéj drodze.
— Musisz pan być bardzo zmęczony?
— Ja zmęczony! w téj chwili jestem tak rzeźki jak nigdy.
Zwietrzały ten komplement podobał się pannie Stefanii, odpowiedziała na niego uśmiechem.
Strona:Klemens Junosza - Spekulacye pana Jana.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.