Strona:Klemens Junosza - Spekulacye pana Jana.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

prędce panna Stefania, zapraszając obydwóch Jaźwińskich na wesele.
— Ja nie mogę, — odpowiedział starszy — już to moje lata nie po temu; wracam do domu do gospodarstwa, do roli, ho! ho! bardzo myszy wojują, kiedy kota nie czują, a kiedy człowiek jest kotem, to trudno mościa dobrodziejko, musi myszy pilnować.
— A pan Piotr?
— Ja, pani, jutro wyjeżdżam za granicę...
— Na długo?
— Nie wiem, na parę miesięcy, na rok, na kilka lat może, — to zależy...
— Od czego, panie?
— Od stanu mego zdrowia, a są cierpienia, na które czas jest podobno najlepszym lekarzem, będę podróżował zresztą i w innych celach, zechcę zobaczyć co tam ludzie robią, jak robią, zwiedzę co godnego widzenia, może się jaka praktyczna korzyść da osiągnąć.
Kostyczny nastrój pana Januarego, poważna i zamyślona twarz Piotra, nie przyczyniły się wiele do ożywienia téj familijnéj uroczystości.
Jakaś ciężkość panowała w salonie, zdawało się, że każdego tłoczy jakiś smutek tajony, rozmowa szła kulawo, Oskar silił się na dowcipy, ale te były płaskie i niesmaczne. Stefcia chciała się śmiać, ale łzy zakręciły się jéj w oczach i wyszła do swego pokoju.
O jedenastéj już we wszystkich oknach było ciemno, goście się porozchodzili, tylko pan Jan chodził po swoim pokoju i prowadził sam z sobą rozmowę...
— Będą pletli, pal ich diabli. January powiedział mi kazanie... ale to stary osioł! tamten siedział jak struty, nic dziwnego, pannę mu zdmuchnęli z przed nosa... ja sam byłbym struty... żal mi go jednak, to porządny chłopiec, chociaż nie taka głowa jak Oskar, o, co nie, to nie. Wyobrażam sobie, jak tam koło Pieprzykowa gadają z przekąsem: panna Stefania! pani Walter! Walter, ale niech ich sęk! cóżto ja nie jestem przemysłowcem?!
I z temi słowy znakomity przemysłowiec wsunął się pod kołdrę, dmuchnął na świecę i zaczął natychmiast chrapać tak głośno, jakby tém chrapaniem pragnął wszystkie Pieprzykowskie plotki zagłuszyć.





VI.
W którym występuje opuszczona piękność, pani Peters z domu, primo voto Rohtkrebs, secundo jak będzie poniżéj napisano

Od bardzo dawnych lat praktykuje się na świecie ten zwyczaj, że w domu, w którym panna ma wychodzić za mąż, robi się przez kilka tygodni małe piekiełko. Miałożby to być przedsmakiem słodyczy małżeńskiego pożycia? Nie wiem, ale piekiełko bywa, a w niektórych razach zamienia się ono w całe piekło. Bo jakżeż nazwać inaczéj