Strona:Klemens Junosza - Spekulacye pana Jana.djvu/6

Ta strona została uwierzytelniona.

Proboszcz, weredyk stary dla innych, kolatorowi swemu delikatnie dawał do zrozumienia, że jest źle, a robił to z dobrego serca, bo pan Jan należał do rzędu poczciwych safandułów, cieszących się ogólną sympatyą...
Zdawało się księdzu, że mniéj urazi pana Jana, gdy mu gorzką pigułkę prawdy w łacińskiéj poda kapsułce...
— Carthago delenda est, — rzekł raz z westchnieniem.
— Zkądże ksiądz proboszcz ma takie świeże nowiny? — pytał pan Jan z uśmiechem.
— Przez analogię, dobrodzieju, bo mam smutne przeczucie, że Pipericus noster delendus erit...
— Ho! ho! a cóż to znowu za miasto ów Pipericus, księże?
— Pipericus vel Pieprykowus, tak stoi w dawnych aktach kościelnych, po polsku zaś to się zowie Pieprzyków...
— Śmiéj się z tego, pasterzu dusz naszych; Pipericus noster, to Roma! to nie Carthago...
— I Roma upadła pod ciosami barbarzyńców i przestała królować światu. Cezarowie musieli się zlikwidować, gdy im ogłoszono upadłość.
— Zawsze się dobrodzieja jovialitates trzymają... ale ja wam pokażę, co zrobię z Pieprzykowa. Wiadukty pozaprowadzam, pałace, ba, nawet ogrody wiszące jak Semiramida!
— I w tych ogrodach wiszących, uczciwszy uszy szanownego kolatora, żydzi będą kozy pasali...
— Ha! ha! ha! źle spałeś księżulku téj nocy, żeś taki jakiś złowieszczy; czy nie wiesz, że ja jak imperator Tytus, pobiję żydów! pobiję i to nie mieczem, ale pieniędzmi... gotówką... ulepszeniami rolnemi, pszenicą, którą ich zasypię jak złotem.
I śmiał się pan Jan sam z siebie i z księdza i wesół był dziwnie, a kiedy przy herbacie zgromadziła się rodzina i domownicy, to z taką werwą i zapałem opowiadał im o zamierzonych ulepszeniach, że ktoby go nie znał, toby myślał, że to jaki nowożytny Archimedes, który jak znajdzie drąg, to ziemię poruszy, który zasieje plewy, a zbierać będzie brylanty.
Ksiądz poszedł na plebanię w najgorszym humorze, gniewał się po drodze na każdego kogo spotkał, a gdy się położył i usnął, to mu się przyśnił Nabuchodonozor pożerający siano...
Co za sen szkaradny!
Upłynęło kilka miesięcy zwykłym jednostajnym trybem, nareszcie pewnego wcale nie pięknego dnia i to w porze najniewłaściwszéj do interesu, bo pomiędzy drugiém śniadaniem i obiadem, przyszedł rządca niemiec i w krótkich ale treściwych wyrazach, w sposób zresztą bardzo uprzejmy, podziękował panu Janowi za służbę... i prosił o uwolnienie od obowiązków od św. Jana.
Pana Grabskiego zdziwiło to mocno.
— Dla czegóż to? — zapytał, — czy panu tu nie dobrze, czy jesteś pan źle