Strona:Klemens Junosza - Spracowany.djvu/5

Ta strona została przepisana.

— No tak, lepiej się czuję w tej chwili pod względem, że tak powiem, duchowym, ale fizycznie za to jestem zmęczony, jak gdybym furę drzewa zrąbał. Nie będę mógł siedzieć nad tym piekielnym referatem...
— Odłóż go do jutra.
— Muszę tak zrobić, bo wszystkie kości mnie bolą. Ze smutkiem widzę, że nie zdałbym się na piechura.
— To też posil się i spocznij.
Pan Ignacy posila się z przyjemnością... Spacer dodał mu apetytu. Z gustem spożywa wszystko, co jest na stole, próbuje wina z kilku flaszek. Wychodzi do swego gabinetu po cygaro.
Przez ten czas pani Anna stawia na stole maszynkę, zapala spirytus, niebieskie płomienie obejmują błyszczący przyrządzik, pod kryształowym kloszem skraplać się zaczyna para, a aromatyczny zapach herbaty rozchodzi się po pokoju.
— Andziu! jesteś wielka! — woła uradowany pan Ignacy. — Gdyby nie twoja pieczołowitość, umarłbym już dotychczas na przepracowanie i rozstrój nerwów!
— Ja też pragnę, abyś żył jak najdłużej — odpowiada pani.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Godzina druga w nocy. Cały dom pogrążony w głębokiej ciszy, okiennice zamknięte, śpią wszyscy. Pan Ignacy zasypia na wygodnem łóżku, aby nabrać sił do ciężkiej pracy na jutro.
Nad uśpionem miastem świeci jasny księżyc... Wychudzone psisko włóczy się po ulicy i niekiedy wyje przeciągle, stróże nocni drzemią przed domami.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Taka jest historya dnia pana Ignacego; powtarza się ona trzysta sześćdziesiąt pięć razy na rok, a pani Anna codziennie mówi synom:
— Uczcie się, chłopcy, bierzcie wzór z ojca, który zdrowie i siły targa wśród nieustannej pracy dla rodziny.