Dziewczyna jednak zdawała się nie rozumieć tych pytań; może nie chciała jeszcze pozbywać się miłej swobody i rozstawać z ogródkiem i kwiatami, a może też serce w niej jeszcze drzemało, nie pobudzone do życia...
To też ten i ów zmiarkowawszy, że zachodu dużo, rezultat niepewny, a co najważniejsza, wioska niezbyt wielka i dopiero po najdłuższem życiu kochanej cioci spodziewana, dawał za wygraną, składając wizyty coraz rzadziej, rzadziej, aż nareszcie nie składając wcale.
Dziewczyna śmiała się ze swoich konkurentów, a proboszcz, który bywał częstym gościem we dworku, groził jej śmiejąc się i mówił:
— Dziś się śmiejesz z nich moja mościa panno, ale przyjdzie i na ciebie godzina, i nie ostoisz się, jako liść przed wiatrem...
— I cóż z tego będzie? dla czego mam być liściem, który wiatry gdzieś uniosą?
— Bo napisano jest, iż opuścisz dom twój, ojca twojego i matkę i pójdziesz za nim.
— Nie pójdę nigdy, jak ciocię kocham nie pójdę!
— Wierzę ci, bo i pocóż iść, kiedy są konie, pojedziesz, asińdzko dobrodziejko, pojedziesz, ale pierwej będziesz miała ze mną do czynienia... włożę ci pierścionek na palec i powiem: accipe annulum i spytam wprzódy, czy masz wolę.
— Na co? mnie nasza Wólka wystarcza.
— Wiem ja coś o tem, wiem... ale na twojej Wólce mocno się hypotekuje pan Bolesław. Tedy jak będziesz miała całą wolę, pobłogosławię i powiem Amen.
— Nic ksiądz proboszcz nie powie... odrzekła zadąsana i poszła ukryć rumieńce w ogrodzie.
— Otóż widzi asani dobrodziejka, rzekł proboszcz do ciotki, początek już jest...
— Aby tylko szczęśliwy, odpowiedziała zamyślona kobieta.
Pomiędzy gośćmi nawiedzającymi dworek bywali także pan Rafał, czerstwy jeszcze emeryt, protektor literatury i sztuk pięknych, a potroszę i kapitalista; oraz pan Bolesław, rodzony jego synowiec, chłopak z wielkim zapałem, wielką wiarą w ludzi i różnemi wielkimi illuzyami właściwemi młodemu wiekowi.
Pan Rafał cieszył się szczególnemi względami pani Zofii. Przywoził jej z miasta wiadomości o znajomych i krewnych, umiał prowadzić żywą i zajmującą rozmowę, i prawdopodobnie musiał mieć jakieś odleglejsze względem pani Zofii zamiary.
Assystował jej też ciągle, a dzięki tej assy-
Strona:Klemens Junosza - Stara kamienica.djvu/5
Ta strona została uwierzytelniona.
— 29 —