I czy ty sądzisz, żem skończył cierpienia,
Le już nad nikim, nigdy nie zapłaczę?
Że wspomnę tylko pogrzebowe pienia,
Że co dzień tylko grób wilki zobaczą,
I więcej nad to, nie będę miał krzyża?
Patrz, jeszcze jeden do mnie się przybliża!
Widzisz tych ludzi jak idą gromadą,
A każdy topor na ramieniu niesie,
Ach! Oni trupem moje drzewa kładą,
Tak jak zaraza grasując po lesie.
Oba padniemy z ukochanem borem,
Ja żalem ścięty, tak jak on toporem.
Odejdź dzieciaku wiecznie uśmiechnięty,
Nie wiem dlaczegom otworzył ci duszę,
Idę zobaczyć mój bór na pół ścięty,
I na grób dziecka pacierz zanieść muszę,
A za to żem się wyspowiadał tobie,
Postaw mi później prosty krzyż na grobie.“
Odszedłem smutny, on poszedł milczący,
Ja w stronę ludzi, a on w stronę boru,
Widzę go zdala jak stawia krok drżący,
I jak mi niknie w pomroce wieczoru.
Księżyc zaświecił blady... łzawy... smutny,
Jakby go wzruszył starca los okrutny...
.........
.........
Słyszałem zdala głuchy stuk toporu,
Słyszałem łoskot, z jakim drzewo pada,
I jęk słyszałem wszystkich sosen w boru,
Jakby wołanie: biada wam! o biada!
Jak okrzyk zgrozy powstający w tłumie,
Co jednozgodnie czuć i boleć umie.