— Tak jest, byli... ale przepraszam, że na chwileczkę odejdę od przedmiotu. Nazywa mnie pan «szanowną panią dobrodziejką...»
— A, pani dobrodziejko, tak; zawsze jestem pełen uszanowania dla dam.
— Otóż... ja do takiego tytułowania przyzwyczajona nie jestem i przyznam się, że razi ono mnie trochę. Tak się mówi do sędziwych matron, do wdów lub mężatek, a ja jestem panna.
— Więc...
— Niech mi pan mówi tylko: «pani,» lub «panno Emilio.» Proszę mi wybaczyć, że poważyłam się zrobić tę uwagę, ale...
— Zastosuję się do woli panny Emilii dobrodziejki, to jest... właściwie, przepraszam... będę miał zaszczyt zastosować się do życzenia pani.
— Doskonale! Otóż niech pan sobie wyobrazi moje przerażenie dziś rano. Właśnie wybieram się na lekcye, już miałam brać okrycie i kapelusz, wtem słyszę w sieni odgłos ciężkich kroków... i tu, do mojego mieszkania, wpychają się trzej żydzi... Jeden ru-
Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/104
Ta strona została skorygowana.