żdej chwili do usług gotów jestem, i gdy otrzyma pani informacye co do sumy, niech pani będzie łaskawa po mnie przyślę.
— Tak się panu śpieszy! — zawołała z żywością. — Dlaczegóż to? Natychmiast herbata będzie... Sądzę, że raczy mi pan poświęcić chwilkę czasu.
— To jest, właściwie...
— Ależ niech się pan nie wymawia. Zatrzymywać długo nie będę. Wielka to dla mnie przyjemność, gdy kto ze znajomych łaskaw... Żyję samotnie, jak pustelnica... proszę, niechże pan nie odmawia!
Wybiegła do drugiego pokoju, zręczna, fertyczna, ożywiona i zaczęła krzątać się energicznie.
Korkiewicz słyszał brzęk szkła i rozmowę z jakąś Marysią, która miała: dmuchać w samowar, skoczyć na jednej nodze po serdelki i szynkę, pamiętać, żeby pieczywo było jak najświeższe, nie zapomnieć o cukrze, nie gapić się po ulicy, nie stłuc ani jednej szklanki, kupić mleka dla kota, nalać świeżej wody w karatkę, przynieść cytrynę, nie zbierać plotek — i wykonać te wszystkie polecenia w przeciągu pięciu minut.
Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/108
Ta strona została skorygowana.