będą stawiali przeszkód ze swej strony i zezwolą na połączenie się dwojga serc, pełnych wzajemnej miłości.
Pan Konrad więc wiedział, co ma robić — i zaraz tego samego dnia oświadczył się rodzicom...
Stało się, jak przewidywała panna Sławcia — przeszkody nie było. Pan Piotrowicz oświadczył, że oprócz sreber rodzinnych i skromnej wyprawy, nie dostanie na razie nic więcej, raz z powodu ciężkich czasów i stagnacyi, a powtóre z powodu braku kapitału.
Młody człowiek pocałował przyszłego teścia w ramię, przyszłą świekrę w rękę i oświadczył, że zamiary jego wykwitnęły na gruncie bezinteresownego uczucia, że nie myśli o posagu, że nie dba ani o srebra rodzinne, ani o wyprawę, tylko prosi o córkę, o tę uroczą pannę Sławcię, która tak mu się stała potrzebna do życia, jak powietrze, która jest jego marzeniem, nadzieją, gwiazdą przewodnią, szczęściem, rajem, niebem, jednem słowem wszystkiem, czego tylko pragnąć można. Wobec tak wysokiej, nieocenionej i ocenić się nie dającej wartości osoby — cóż znaczyć
Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/151
Ta strona została skorygowana.