— A, to ja może będę mógł coś o tem powiedzieć — rzekł młody człowiek, — ale to dość długa historya. Wiąże się ona ze wspomnieniami moich lat dziecinnych, z czasów, kiedy byłem ośmio lub dziewięcioletnim chłopaczkiem. Przypominam sobie teraz... Moi dalecy krewni, Zawolscy, mieli majątek za Warszawą. Nie pamiętam, z jakiego powodu, przepędziłem u nich kilka miesięcy letnich. Było tam kilkoro dzieci: syn i trzy córki; chłopiec mógł mieć wówczas około szesnastu lat, dziewczynki tak... czternaście, dwanaście, dziesięć. Co się teraz z niemi dzieje, nie wiem... pewnie już powychodziły za mąż...
— Jakbyś zgadł, panie Józefie! podpis na liście jest wyraźny: Izabella z Zawolskich Millerowa...
— Izabella... to właśnie najstarsza. Blondynka, z niebieskiemi oczyma, bardzo przystojna była panienka. Otóż, jak wspomniałem, przepędziłem u nich kilka letnich miesięcy. Zdaje mi się, że musiała tam być bieda, a jak dziś to rozumiem, niedbalstwo i nieład. Dom stary, zrujnowany, koniska chude, bryczka roztrzęsiona; po dziedzińcu, po folwarku, ży-
Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/17
Ta strona została skorygowana.