wszystko, co macie najdroższego! W takiej ważnej, przełomowej chwili życia pragnęłabym mieć życzliwych krewnych przy sobie.
— Już wszystko? — zapytała panna Bolesława.
— A, nie; są jeszcze przypiski... oto pierwszy:
«P. S. Człowiek, w którego ręce z całą ufnością serdeczną składam moje losy, nazywa się Korkiewicz. Nie tai on się z tem, że pochodzi z ubogiej rodziny. To go nie hańbi, tem bardziej, że nie ma wcale krewnych i że wykluczona jest ewentualność przybycia jakiegoś nieokrzesanego wujaszka lub ciotki prostaczki, którą wypadałoby przyjmować i sadzać na kanapie, oraz zapraszać na obiad.
«P. P. S. Nie będę miała do ślubu białej sukni z welonem; mój przyszły nie przywdzieje na tę uroczystość stroju balowego. Ponieważ ślub rano, a następnie wycieczka do lasu, więc włożę ładny kostium spacerowy wiosenny i kapelusz fantazyjny z przybraniem z fijołków i konwalii. Będzie to symbolicznie znaczyło prawie to samo, co myrt i kwiat