nas była cała gromada, on jeden. Myśmy du żo gadali, robiliśmy sesye, narady, chwaliliśmy się, że mamy dobre nosy! On nic nie gadał, nie robił żadnych sesyi i sumę już ma.
— Skąd wiadomość, że ma?
— Skąd pewność, że ta suma już jest w jego rękach? — wtrącił Dawid Sumienny. — Kto z was był przy wypłacie i w jakiem mieście się to działo?
— Gdzie wy podzieliście oczy? — wołał rudy. — Czy nie spotykacie tego dependenta na ulicy? Nie widzicie, jak on teraz wygląda? Wpierw chodził ubrany jak biedak; obaczcie teraz, jakie ma palto, jaki kapelusz, jaką minę!
— Prawda, to prawda — wtrącił ktoś z tłumu: — ja wczoraj przypatrzyłem mu się dobrze. On śpieszył do kancelaryi, mnie droga wypadła także w tamtą stronę: szedłem za nim, przyglądałem się. Ma bardzo porządne palto, śliczny sak, wart najmniej dwadzieścia rubli.
— No, macie! A dawniej cała jego garderoba razem mogła być warta może pięć, może sześć rubli. On teraz pan: inaczej chodzi, inaczej patrzy. Dość spojrzeć na niego,
Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/177
Ta strona została skorygowana.