woli, przypadkowo.. Żona go o coś bardzo prosiła, przekładała, że to jest konieczne, niezbędne, dla nich samych i dla szczęścia dzieci. On słuchał, kiwał głową, nareszcie wyjął fajkę z ust i rzekł grubym, basowym głosem: «Poczekajcie... niech-no tylko skończę z tym łotrem i sumę, co mam na Kocimbrodzie, odbiorę... inaczej śpiewać będziemy. Tymczasem trzeba czekać cierpliwie.» Wówczas zajęło mnie pytanie: jakim sposobem ktoś może skończyć z łotrem i odebrać sumę z Kociegobrodu, jeżeli po całych dniach nic nie robi, tylko pali fajkę i wydeptuje ścieżkę w podłodze lub w ogrodzie. Kwestya tak mnie zajęła, że wdałem się w rozmowę z Izabelką, w nadziei, że ta dziewczynka wyjaśni mi wątpliwość.
— Belciu — zapytałem, — czyś ty słyszała kiedy o jakim łotrze?
— Bardzo często — odrzekła.
— Cóż to za jeden?
— Łotr, mój Józiu... straszny, okropny.
— Widziałaś go?
— Nie; ale tatuś powiedział, że musi z nim raz skończyć.
— A jak ci się zdaje... skończy?
Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/19
Ta strona została skorygowana.