Gości było dużo, bo prawie cała rodzina bliższa, nie licząc sąsiadów, którzy przyjechali na wieczór. Przedewszystkiem byli rodzice pani, stryj Konrada z żoną, pani Izabella z Zawolskich Millerowa, wdówka, siostra pani Piotrowiczowej, pan Andrzej Zawolski, technik z Warszawy, brat, wreszcie młoda mężateczka, pani Emilia, ze swoim małżonkiem, Korkiewiczem. Goście ci przybyli na cały tydzień i pani Sławcia postanowiła przedstawić im Szczygłówek w najlepszem świetle.
Dopomagała jej w tem wiosna, która rozsypała dokoła tyle zieloności, kwiatów, promieni słonecznych, zapachu, że wioska wyglądała niby raj w miniaturze. Nawet pan Andrzej, pesymista i sceptyk, rozweselił się nieco; nawet Korkiewicz, cichy zazwyczaj i milczący, odzywał się do żony:
— Wie Emilcia co, iż nie spodziewałem się, że na wsi może być właściwie... tak... tego...
Emilcia z przymileniem odpowiadała:
— A widzisz, mężulku.
I ciągnęła swego potulnego towarzysza do ogrodu, na łąki, do lasu, nad rzekę, aby
Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/191
Ta strona została skorygowana.