Pogodził się więc z losem; rubla miesięcznie regularnie płacił i od lat dziesięciu ta stancyjka na facyatce za lokal mu służyła.
Umeblowanie było odpowiednie do apartamentu: łóżko żelazne, stolik sosnowy, jedno krzesełko, blaszany samowarek, lichtarz — oto wszystko.
Co sobota szewcowa stancyjkę tę zamiatała, a raz na rok, przed świętami Wielkiejnocy, myła w niej podłogę, o co się Korkiewicz strasznie gniewał, gdyż od wody zaprowadza się w mieszkaniu wilgoć, a od wilgoci człowiek traci zdrowie i naraża się na różne dolegliwości.
Nic to wszakże nie pomagało — czemu niema się co dziwić, gdyż jeżeli sam szewc, jako mąż i głowa domu, nie mógł sobie z panią majstrową poradzić i czynności jej krytykować nie śmiał — cóż dopiero mówić o mizernym dependencie, który nie imponował ani żylastemi ramionami, ani potęgą głosu, ani nawet darem wymowy. Musiał tedy raz do roku znosić niebezpieczeństwo wilgoci, a jeżeli oponował przeciw temu, to więcej dla zasady i ze zwyczaju, aniżeli
Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/22
Ta strona została skorygowana.