darzy i zabrał się do nastawiania blaszanego samowarka.
— Pan Korkiewicz znowuż dziś sobie bułek nie przyniósł — zauważyła szewcowa.
— Mam jeszcze kawałek chleba.
— Widziałam, widziałam; zeschły i twardy jak kość. Wstydziłby się pan tak sobie żałować...
— Zbytku nie lubię... Niech-no mi kochany pan majster użyczy szczotek i odrobinę szuwaksu... oczyszczę sobie buty.
— Przecież dziś mamy wtorek, do niedzieli jeszcze daleko... skądże taka, na ten przykład, parada?
— Dla porządku.
— Akurat! — odezwała się majstrowa — pan Korkiewicz porządek lubi! Insza to przyczyna.
— Może tak, może nie... ale o użyczenie szczotek pokornie proszę. Nie ubędzie wam.
— Ależ owszem, owszem! — rzekł szewc. — Wie pan, że jestem człowiek szczery i gdy mogę komu dogodzić, to bez gadania biorę i dogadzam Chłopiec panu buty wyczyści
Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/41
Ta strona została skorygowana.