duszę wydrzeć z człowieka i powiada, że to na stemple. My ich znamy.
— A ja panom powiadam, że nie chcę...
— Niech się pani namyśli!
— Nie chcę!
— Jaki procent pani może odstąpić? Ile ta suma wynosi? W jakiem mieście znajduje się hypoteka? Na którym numerze stoi suma? Jak duży majątek jest Kocibród? Czy regularnie płaci Towarzystwo? Czy ma uregulowane służebności? Czy tam jest las? Czy są dochody stałe? Jak daleko od kolei żelaznej? Czy jest dwór? Jak duży? Może pałac? może z parkiem? Jakie budynki? Jakie inwentarze? Jak się nazywa właściciel? Czy sam gospodaruje, czy majątek w dzierżawie? Ile dzierżawca płaci rocznie? Czy w blizkości znajduje się rzeka spławna? A może jest gorzelnia? Może browar? Czy niema wypadkiem cukrowni?!
Pytania te sypały się jak grad. Panna Emilia była niemi jakby oszołomiona, patrzyła szeroko otwartemi oczyma, potem zasłoniła uszy rękoma i, tupiąc nóżką, zawołała:
— Nie chcę! nie ehcę! nie chcę! nie chcę! Nie, nie, nie chcę! za nic na świecie!
Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/95
Ta strona została skorygowana.