Strona:Klemens Junosza - Syn pana Marka.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co też pan Maciej powiada, przecież był w jakiemś wzorowem gospodarstwie, miał się kształcić na agronoma.
— Pluń pan na to wszystko, rzekł z gniewem pan Maciej, gdzie tylko był zewsząd uciekł, wszędzie bąki zbijał nic nie robił — a wybornie mu widać na zdrowie ta próżniaczka służyła bo zmężniał a wąsiska mu jak miotły odrosły. Lubi dobrze zjeść i wypić, zapolować, w karty zagrać, ale od roboty... panie! ucieka jak dyabeł od święconej wody.
— Jakaż więc przyszłość czeka te biedne dzieci, jeżeli taki braciszek rządzi majątkiem.
— Dzieci!? to już panie nie dzieci, bo dwie dziewczyny zamąż wyszły a i chłopaki już spore, jeden nawet jest u mnie w Woli na praktyce, nie wiem jeszcze co z niego będzie.
— A gdzież się obecnie obraca pan Czesław?
— Jeździł niedawno w Hrubieszowskie szukać sobie żony, ten marszałek taki im sposób mądry doradził, uczepił się tego Czesław jak pijany płotu i już przez pięć lat szuka tego skarbu, ale jakoś niefortunnie kosztuje też to nie mało. Co gospodarstwo przyniesie, to owe konkury pochłoną, a Czesiowi dobrze, nic nie robi jeździ sobie po świecie, a jeżeli wróci do domu to tylko po to, żeby zabrać pieniędze i dalej na poszukiwania wyjechać.
— Smutne to historye...
— Smutne i bardzo smutne, mój panie, ale to dopiero początek, czekaj pan codalej będzie...
I zamyślił się głęboko pan Maciej, stracił humor i nawet parę kieliszków węgrzyna nie mogło mu zwykłej wesołości przywrócić.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Kto z Was nie zna pana Marka pani Markowej i Czesia, kto nie zna tych prezesów, marszałków i sędziów, kto z was nie zetknął się z tą klasą ziemian właścicieli, lub dzierżawców średnich majątków? Nie znaliście pana Marka i Wólki, to z pewnością znaliście pana Michała, Jana, Jakuba lub innego. Każdy z nich prawie jest ojcem licznej rodziny, każdy buduje świetną przyszłość dla syna ale budowa ta wali się i upada, bo nie jest postawioną umiejętnie bo się lepi naprędce, bez ładu, bez planu bez systemu; upada... bo upaść musi gdyż brak jej fundamentów, brak umiejętnej dłoni któraby umiała z bogatego materyału skorzystać i gmach zeń potężny wybudować.
Dlaczego tak jest i czem się to dzieje, niech tłómaczą badacze ustroju ludzkości, niech analizują te przyczyny i wynajdują środki, aby im zapobiedz. Że zaś się tak dzieje o tem wie każdy, kto miał zetknięcie z tą poczciwą lecz krótkowidzącą klasą ludzi, która z łona swego wydała pana Marka i jemu podobnych ojców.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Ze smutkiem wyczytałem w gazecie niemiłe obwieszczenie o subhastacyi Wólki, tego rodzimego gniazda Chojnowskich. Kiedy rozmyślałem nad smutną przyszłością poczciwej pani Markowej, drzwi cukierni otworzyły się zamaszyście i wszedł mężczyzna słusznego wzrostu i zamaszystej miny.
Był to niedoszły przemysłowiec, kupiec i agronom, obecnie zaś trudnił się nie zaszczytnym przemysłem „pośredniczenia w interesach.“
Nie wiem czy znacie ten nowy rodzaj przemysłowców, który w latach ostatnich coraz liczniej jest reprezentowany. Utracysze, zbankrutowani przez własne niedołęztwo paniczyki nie mając już sposobu do życia, straciwszy wszystko a nawet i groszowy kredyt w sklepiku, rzucają się nareszcie na tę ostatnią drogę i „pośredniczą w interesach.“ Wszystko to jedno dla nich, czy interes zły lub dobry; korzystny lub niekorzystny, czysty czy nieczysty