Strona:Klemens Junosza - Syn pana Marka.djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.

cielką Wólki, i rozkazodawczynią swego małżonka.
Znać Wólkę, nie znając pani Markowej, jest to samo, co być w Rzymie a nie widzieć papieża. Nie chcąc, aby czytelnicy z winy autora narażeni byli na niekonsekwencye tego rodzaju, przystępujemy do określenia tej samodzielnej i wybitnej w swojej sferze osobistości.
Nie mamy trzech potrzebnych rzeczy, to jest talentu, farb i płótna, gdyż moglibyśmy dołączyć do niniejszego numeru portret pani Chojnowskiej, który mógłby być nad wszelki opis plastyczniejszy.
Rozporządzając niestety tylko piórem i atramentem, musimy poprzestać jedynie na dobrych chęciach zamiast na uczynku, i na piórze zamiast pędzla.
Mieszkańcy stali trzech sąsiednich powiatów w ogóle, a mieszkańcy parafii Wólka w szczególności, wiedzieli aż nadto dobrze, że osobistość płci żeńskiej ukazująca się w powoziku nie zbyt świeżego fasonu, ciągnionym przez czwórkę rumaków, z których każdy tak maścią jakoteż usposobieniem i wiekiem różnił się od swoich towarzyszów, była pani Markowa.
Ci mieszkańcy widzieli ją przejeżdżającą czwórką, a czwórka prezentowała się nieźle, stary Onufry na koźle wyglądał dziarsko, powozik chociaż trzeszczał i niemiał skrzydła z lewej strony a klamki u drzwiczek z prawej, imponował zieloną barwą pudła; pani Markowa wyglądała pokaźnie, a we wzięciu się i ruchach miała coś arystokratycznego. Dlaczego arystokratycznego zobaczymy poniżej.
Wyglądała jak Semiramida na wspaniałym rydwanie, wleczona przez lwy, co przynosiło ogromny zaszczyt staremu Onufremu, który umiał cztery różnorodne charaktery końskie zjednoczyć, i pozór przyzwoity im nadać. Mózg Onufrego wysilał się nad debatami, jak sprządz te cztery indywidualności zwierzęce, z których jedna zdawała się być stworzoną do włóczenia brony, druga do siodła, trzecia do monotonnego obracania kieratu, czwarta zaś, do szalonej jazdy jarmarcznego bałaguły.
Nikt nie wie, ile to Onufry wymyślił kombinacyi w jakich dozach rozdzielać owies i razy batoga, jak długo dumał nad najstosowniejszą dla każdego rumaka długością postronków, i nad stroną z której go w zaprzęgu umieścić należało; zasługi te przepadły bez uznania, bez zaznaczenia.... a jednak były to zasługi, których jedyną nagrodą były mizerne 30 rubli zasług i ośmnaście korcy ordynaryi.
Onufry miał jeszcze jeden talent, z którym chętnie popisywał się przy każdej sposobności, i za co dostawał od pani kieliszek szumówki, nie mającej wprawdzie 32% według probierza Trallesa, ale rozdawanej zwykle wszystkim pracownikom ziemi w dominium Wólka.
I teraz, w rozwartych szeroko wrotach dworu Wólki, ukazała się naprzód para lejcowych, skarogniady z bułanym, potem dyszlowy kasztan ze srokatym, za niemi na wysokim koźle Onufry z czerwonym nosem, a nakoniec, sama pani w kapeluszu przypominającym kląb kwiatów.
Onufry strzelił z bata, stado kaczek spłoszone uciekło w stronę sadzawki, a kilka psów głośnem szczekaniem anonsowało przybycie Jaśnie Pani. Bo powiedziawszy nawiasem, w naszych poczciwych okolicach jest taki zwyczaj, że kto ma siedm włók gruntu, ten z natury rzeczy jest „Jasnym“ aż do dnia subhastacyi, i mieszka we „dworze“ aż do dnia, w którym osiada na bruku.
Kiedy Jaśnie Pani przywitana przez dzieci i domowników zatoczyła się do swego pokoju,