a Onufry zatoczył powóz do wozowni, prawo autora pozwala nam otworzyć drzwiczki buduaru pani Markowej, i opowiedzieć czytelnikowi jak nasza jejmość wygląda.
Na jej twarzy znać jakieś zakłopotanie, widać że ma na myśli coś, co jej dolega, jakąś troskę, kłopot czy też kwestyą ważną, a do rozwiązania trudną.
Zrzuciwszy z siebie okrycie i kapelusz, zdjąwszy suknię odświętną, a przywdziawszy płócienkowy negliż, usiadła zadumana przy swej tualecie, a przymknąwszy powieki wsparła głowę na dłoni i utonęła w medytacyach, co nie było wcale dziwnem, ze względu na liczne jej potomstwo i nieodłączne od tej pociechy kłopoty.
Pani Markowa była niezwykle pełnej tuszy, wdzięki jej wybiegały daleko po za te formy, jakie przyroda kształtowi kobiety przeznaczyła, jej twarz była pełna i nadto rumiana, podbródki w ilości kilku egzemplarzy tworzyły wdzięczną harmonią z jej obliczem, na którem zresztą malowała się poczciwość i energia. W tej kobiecie były dwie sprężyny pobudzające ją do ruchu i działalności, a temi sprężynami było przywiązanie do dzieci i zamiłowanie w gospodarstwie.
Są typy śmieszne ale zacne i sympatyczne, bo ten element konieczny, który się w nich wyrobił, powstał z poczciwych i poczciwie przesadzonych chęci.
Do takich typów należeli państwo Chojnowscy. On dobry, poczciwy, pracowity gospodarz, kochał swoję żonę, i miłość dla niej objawiał przez bezwzględną uległość. Ona kochała go nie mniej, kochała dzieci do szaleństwa, i dla tej miłości robiła wszystko, co tylko macierzyńskie jej serce podyktowało.
Uczeni, którzy się znają na ludziach, i jakoś tam własności ducha człowieczego kombinować potrafią, powiadają, że serce błądzi częstokroć, jeżeli nie jest kierowane rozumem. Ależ miły Boże, skąd brać tego rozumu i jak go pojmować! Ileż to razy, to, co jeden nazywa rozumnem, drugi gani i chrzci brzydkim epitetem, i odwrotnie.
I pani Markowa podług skali swych pojęć miała rozum, postępowała rozumnie. I pan Marek tak samo. Sumienie ich własne nic im nie wyrzucało — pełnili swoje obowiązki; a chociaż można w ich życiu dostrzedz pewne niekonsekwencye, chociaż oboje byli śmieszni pod pewnemi względami, niemniej jednak stanowili parę poczciwą i zacną, która gdyby miała tyle oświaty i nauki, ile posiadała uczucia, serca i cnót domowych, byłaby podobno feniksem, mogącym służyć za wzór tym wszystkim uczonym, którzy piszą szerokie i mądrze obmyślane dzieła pedagogiczne.
Ale cóż, kiedy nie zawsze trafiają się szczęśliwe kombinacye uczucia i rozumu w jednej osobistości.
Zresztą, co nam po tych debatach, wplątały się one tutaj jak Piłat w Credo, i przerwały na chwilę gawędkę o losach państwa Marków, którąśmy rozpoczęli i mamy niekłamany zamiar zakończyć.
Gawędźmy więc.
Pani Markowa utonęła w marzeniach i myślach — i ani śliczny wieczór lipcowy, ani hałaśliwie traktowana na dziedzieńcu kwestya zajętego przed chwilą włościańskiego bydła ze szkody, nie mogła jej wyrwać z tego stanu spoczynku dla ciała a niezwykłej ruchliwości i pracy umysłu.
O czem marzyła, nad jakim debatowała przedmiotem?
Widzieliśmy przed chwilą Onufrego, co nam dowodzi, że zacny ten pracownik i specyalista hippiczny, powrócił z miasta, do którego one-
Strona:Klemens Junosza - Syn pana Marka.djvu/9
Ta strona została uwierzytelniona.