Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/108

Ta strona została skorygowana.

wiory i gałęzie nie pochodzą przecież z wody, tylko z lasu, ten więc, kto niemi handluje, jest poniekąd kupcem leśnym.
Raz, pewien bogaty szynkarz zapytał Mośka na urągowisko:
— Czy wy macie na sprzedaż budulec?
— Mam i bardzo ładny — odrzekł bez namysłu Mosiek.
Nieprawdę?
— Dlaczego nie?
— A co z waszego budulca można postawić?
— Poczekajcieno do jesieni to zobaczycie, jak ja będę nim handlował. Wy sami do mnie przyjdziecie po towar...
— Chwalić Boga mam swoje dwa domy i tymczasem trzeciego stawiać nie myślę...
— Wiem, ale jesteście nabożny człowiek i z pewnością postawicie sobie kuczkę, a na to mój budulec jest w sam raz.
Rozmowa odbywała się na rynku, słyszało ją wielu obywateli miasteczkowych; wszyscy śmieli się głośno, a nie jeden pomyślał sobie, że w samej rzeczy, na jesieni skład Mośka może mieć znaczny odbyt, albowiem znajdują się w nim opoły i gałęzie. Cały też interes z drzewem nie jest wielki interes, można powiedzieć nawet, że jest bardzo mały, ale zawsze jest. Już przyniósł cokolwiek i je-