Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/133

Ta strona została skorygowana.

— Mateczko, gdzie Władzia, dlaczego nie przychodzi?...
— Władzi nie ma — odrzekła w zakłopotaniu matka.
— Nie ma!
— Tak, Leonku... Odjechała od nas na zawsze...
— Matko! na Boga, co się stało, dlaczego odjechała, dlaczego na zawsze? Czyżby... a nie! to być nie może, ja tego nie rozumiem, pojąć nie mogę... Zanadto dobrzy i szlachetni jesteście, byście mieli wypędzić sierotę!... Mateczko, jeżeli mnie kochasz, wytłómacz mi tę zagadkę...
— Posłuchaj cierpliwie, Leonku, nie unoś się... Zagadka dla ciebie, do pewnego stopnia jest zagadką i dla mnie...
— Czyżby popełniła co złego!? Nie, ona...
— O tem nie ma mowy. Opuściła nasz dom dobrowolnie, mimo przełożeń i perswazyi z naszej strony. Ja prosiłam serdecznie, żeby została, ojciec nawet wbrew zwyczajowi swemu uniósł się, nic to jednak nie pomogło...
— Ależ przyczyna, mateczko, jakaż przyczyna?!...
— Co miała w głębi duszy, nie wiem, powtórzyć mogę tylko to, co nam powiedziała: „Jestem sierota — mówiła — wychowana z waszej łaski i