Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/144

Ta strona została skorygowana.

wybierze, ja za kwadransik liścik dam... Pozwolisz, że tu, przy twojem biurku napiszę... Dajże mi papieru i kopert...
— Dziesięć arkuszy, piętnaście? — zapytał z uśmiechem.
— Zawsze żarty cię się trzymają... Proszę o jeden... albo na wszelki wypadek, daj trzy... kto ma tyle na głowie co ja, omylić się może... Nie ma w tem nic nadzwyczajnego... Więc trzy...
— Oto masz całe pudełko papieru, kopert i wszelkie przybory do pisania, chłopaka zaraz ci przyślę... a teraz do widzenia, jadę do kosiarzy...
Pani Felicya zasiadła do pisania — szybko, nerwowym ruchem zapisała jedną stronę, podarła, zapisała drugą, znowu podarła, wreszcie gwałtownie szarpnęła za taśmę od dzwonka.
— Niech panienka natychmiast tu przyjdzie — rzekła do przybiegłej na odgłos dzwonka dziewczyny. — Panna Helena ma tu przyjść zaraz, rozumiesz?
Po chwili córka pani Felicyi zjawiła się przy biurku.
— Mama mnie woła? — rzekła.
— Ja myślę... Bóg wie gdzie biegasz i czem się zajmujesz, a gdy jesteś najbardziej potrzebna to cię niema. Całą służbę muszę alarmować i rozpę-