Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/145

Ta strona została skorygowana.

dzać na wszystkie strony... Szukać panny, niby szpilki w stogu siana...
— Ależ mamo, robiłam to, co mi mama poleciła...
— Wykręty...
— Mamo — rzekła z wymówką — co też mama mówi...
— Wybacz, ale kto ma tyle na głowie... zresztą jestem trochę prędka, więc czasem wyrażam się ostrzej niżby należało, ale ty wiesz, że cię zawsze kocham... Otóż moja duszko, kazałem cię poprosić...
— Co mama rozkaże...
— Trzeba do Bud napisać list... poprosić żeby przyjechali...
— Bagatelka... zaraz to zrobię...
— Ja mam tyle na głowie... Napisz proszę, do pani Marcinowej, ale, żeby przyjechali koniecznie, całym domem, z chłopcami... Wiesz co słyszałam, że Leonek bardzo wyprzystojniał, uważasz?
— Cóż mnie to obchodzi, mamo...
— Nie zapieraj się; wiem ja dobrze, co się święci... Mówisz, że cię nic nie obchodzi, a zarumieniłaś się jak róża. Bardzo ci do twarzy te kolory... Spojrzyj w lusterko, a przekonasz się jaka jesteś ładna...
— Mamo, ja o to nie dbam...