Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/146

Ta strona została skorygowana.

— Hypokrytka! Doskonale zrobiła Władzia, że pojechała do Warszawy...
— Mojem zdaniem, zrobiła bardzo źle, jestem przekonana, że pożałuje kiedyś tego kroku...
— Nie przeczę, dla siebie samej zrobiła źle, ale dla nas wybornie, zwłaszcza teraz...
— Byłoby weselej...
— I niebezpieczniej; bo niepodobna zaprzeczyć, to prześliczna dziewczyna, uroda jej jest bardzo oryginalna... ty, Helenko i Wikcia mogłybyście źle na tem wyjść; bo chociaż taka Władzia, jako partya jest nic, ale uroda w oczach mężczyzn ma zawsze swoje znaczenie... Ja teraz jestem dużo spokojniejsza, szczerze ci to mówię..
— Mamo, list gotów — przerwała panna Helena, proszę przeczytać, czy tak będzie dobrze...
— Bez czytania wiem, że jest doskonale, twój przyszły mąż będzie miał kiedyś z ciebie znakomitego sekretarza...
— Niech jednak mama przeczyta, tem bardziej, że pisałam ten list w imieniu mamy...
Pani Felicya rzuciła okiem na pismo.
— Dobrze, bardzo dobrze... ani słowa nie trzeba dodać, ani słowa ująć... chociaż dodać zawsze można...
— Jeżeli mama każe...
— Nie, nie, włóż w kopertę i zaadresuj, chłopak