Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/149

Ta strona została skorygowana.

na wacie w pudełeczku i za szkłem, ale ja się nie daję... jabym rada biegać, gonić się, tańczyć...
— Możemy to dziś urządzić...
— Naprawdę?
— Spodziewam się gości, poznasz dwóch młodzieńców, bardzo szykownych... Ostrożnie z serduszkiem.
— A na cóż ta ostrożność?
— Może je kto zabrać...
Panna Wiktorya rozśmiała się.
— Jeżeli mi się ktoś podoba, to niech zabiera...
— Oto jest rozumne zdanie... Podobasz mi się za to. Idzie i Helenka...
— Co za wspaniały bukiet!
— To na dzień dobry, dla ciebie — rzekła panna Helena.
— Dziękuję serdecznie, dziękuję! Jestem zachwycona Wolą i życiem tutejszem, istny sen na kwiatach...
— Przyjedź do nas podczas zimy, gdy śnieg grubą warstwą wszystko dokoła zaściele, a będziesz miała o wsi inne wyobrażenie. Nie chciałabyś pozostać tu za wszystkie skarby świata...
— A przecież wy mieszkacie...
— To co innego, my jesteśmy przyzwyczajone.
— Panienki — wtrąciła pani Felicya — gawędźcie sobie, a ja pójdę przywitać ciocię...